Kilka osób pytało się nas “Jakie rzeczy trzeba ze sobą koniecznie zabrać na dłuższą wyprawę?“. O tym co potrzebne dla psa, pisałem tutaj. Jeśli chodzi o ludzi, to odpowiedź jest już trudniejsza, bo każdy ma swoje przyzwyczajenia i potrzeby. Jest jednak kilka przedmiotów, które uważamy za ogromnie użyteczne, np. latarka – czołówka, jakieś nakrycie głowy, butelka z wygodnym otworem i wbudowaną miarką (np. firmy Nalgene)… no i ona – odzież termoaktywna, której poświęcony jest ten wpis.
Snupi ma swoje futro, które sprawdza się idealnie niemal w każdych warunkach. Poci się tylko przez łapy, a gdy jest bardzo zimno, jemu wciąż jest ciepło, bo nieustannie biega w tę i z powrotem, podtrzymując wysoką temperaturę ciała (o tym jak genialną konstrukcję ma psie futro możecie poczytać na początku tego wpisu, albo poszperać w internecie). My, ludzie, niestety musimy wspierać swoją skórę dodatkowymi warstwami ubrań.Ja powoli staję się świrem na punkcie odzieży termoaktywnej. Najchętniej chodziłbym tylko w niej. Niestety nikt jeszcze nie wprowadził na rynek termoaktywnych eleganckich koszul i dżinsów :D. Jednak spodni i koszulki termoaktywnej używam już jako piżamy i, nie, nie używam jej do spania gdzieś wysoko w górach, tylko w moim własnym łóżku w mieszkaniu.
Tak polubiłem odzież termoaktywną, bo naprawdę się sprawdza i znajduje dla niej zastosowanie w ogromnej ilości czynności. Nawet takich, które nie wiążą się z uprawianiem sportów. Przykłady? Zaraz przykłady, najpierw postaram się wyjaśnić, co oznacza ta cała „termoaktywność”?
Ubrania termoaktywne są stworzone ze sztucznych włókien, których zadaniem jest poprawa (względem odzieży w całości bawełnianej czy wełnianej) takich właściwości jak: przewiewność (izolowanie od wiatru), oddychalność (przepuszczalność pary wodnej wytwarzanej przez organizm), ilość wchłaniania potu, następnie prędkość jego wyparowywania. Dzięki temu, odzież reaguje na zmiany temperatury naszego własnego organizmu (np. wraz z intensywnością podejmowanego wysiłku fizycznego), jak i temperatury otoczenia, w którym przebywamy. Trudno to wszystko wytłumaczyć, bo składałby się na to wykład o sposobie odczuwania przez ludzkie receptory zimna i ciepła, wilgotności (której tak naprawdę nie potrafimy odczuwać, jej rozpoznawanie jest połączeniem odczuć receptorów temperatury i nacisku – dotyku). O funkcji naszego potu. Kolejny o wpływie wilgotności powietrza i wiatru na odczuwanie przez nas temperatury. O tym jak zbudowane są włókna w bieliźnie termoaktywnej. To wszystko zajęłoby z 10 stron (fragment wyjaśnień znaleźć można tutaj). Uogólniając, odzież termoaktywna świetnie izoluje od warunków zewnętrznych, jednocześnie odpowiednio reguluje transport potu z powierzchni naszej skóry do kolejnych warstw odzieży i na zewnątrz. Pot w jednych warunkach sprawia, że jest nam zimno – tak jak krople wody na nas, gdy wychodzimy z kąpieli, a raz sprawia, że jest nam za ciepło, gdy nie może odparować i robi się go za dużo, zalepia naszą skórę i zwiększa wilgotność pod ubraniami, co utrudnia cyrkulację powietrza i zdolność naszej skóry do oddychania. Najlepiej działanie takiej odzieży po prostu na sobie sprawdzić. Wiele osób jednak nie widzi sensu w jej używaniu. Według mnie są tego 4 podstawowe powody:
- Część osób po prostu nie wie o jej istnieniu i zaletach, jakie daje, albo w te zalety nie wierzy – „No bo jak sztuczne (skojarzenie – plastik) włókna mogą oddychać lepiej od naturalnych. Zawsze mi mówili, że noga lepiej oddycha w bucie skórzanym, a nie jakimś plastikowym”. Wiele osób przekonany jest też, że bielizna termoaktywna jest przydatna tylko w niskich temperaturach.
- Uważa, że bielizna jest zarezerwowana tylko dla profesjonalistów, bo tylko oni potrzebują ubrań o jakiś super-hiper parametrach. „A ja sam przecież tylko od czasu do czasu wejdę na jakąś górę, wyskoczę na rower”.
- Uważa ją za „obciachową” do noszenia. Wynika to ze zwykłych kompleksów – taka odzież ściśle przylega do ciała, a przecież mało kto z nas ma sylwetkę kulturysty (a dziewczyna jakieś gwiazdy Hollywoodu), więc boimy się, że będziemy w takiej odzieży wyglądali nieatrakcyjnie, bo podkreśli wszystkie niedoskonałości.
- Uważa ją za „obciachową”, bo jest na niej zazwyczaj wielkie logo producenta i występuje w jakiś rażących kolorach, przez co będziemy wyglądali jak klaun.
Jeśli kwalifikujesz się do którejś z tych grup, to przeczytaj dalej ten wpis. Bo ja miałem podobne przemyślenia, ale po 6 latach używania ciuchów termoaktywnych, już bym ich nigdy nie oddał.
Przykłady zastosowań (z pominięciem oczywistych, czyli wszystkich sportów):
1.Chociażby wspomniana przeze mnie piżama. W lato, kiedy noce są upalne, spanie w bawełnie jest masochizmem. Pewnym rozwiązaniem jest spanie nago, ale i tak się wtedy pocimy i czujemy ten pot na sobie, a później wycieramy go w pościel. Tymczasem spanie w lato w odzieży termoaktywnej jest do wytrzymania, jest nawet przyjemniejsze niż spanie nago, bo odzież wciąga pot z naszego ciała, nie czujemy się mokrzy, umożliwia jego wyparowanie, zamiast wtarcie w pościel. Zmiana piżamy co kilka dni jest dużo łatwiejsza niż całej pościeli. Nawet przy standardowych temperaturach piżama termoaktywna działa efektywniej od bawełnianej, bo w ciągu nocy temperatura naszego organizmu zmienia się wraz z fazami snu. W odzieży, w której mniej odczuwamy te zmiany temperatury, nie musimy się przebudzać, żeby odkryć się spod kołdry, zamknąć okno itd.
Według mnie przy spaniu zaletą jest też obcisłość takiej odzieży, bo nie lubię luźnych nogawek czy materiału spod pach, które utrudniają mi wygodne ułożenie się. Jeśli ktoś lubi taki luz, to nie problem, bo można znaleźć odzież termoaktywną właśnie do spania, która nie jest tak obcisła, jak ta, do noszenia w ciągu dnia.
2.Gdy jesteśmy narażeni na długotrwałe działanie promieni słońca. Najlepszy przykład – na pustyni, ale równie dobrze w Polsce, gdy musimy w środku lata cały dzień spędzić na dworze. Trudno wytrzymać w ubraniach przy ogromnym nasłonecznieniu, chcemy się też opalić, ale zbyt duża dawka promieniowania UV (zawartego w promieniach słońca) jest szkodliwe dla naszego organizmu (poparzenia to najmniejszy problem, największy to rak skóry). Odzież termoaktywna w jasnych kolorach jest więc idealna do ochrony. Nawet przy 40 czy 50 stopniach możemy założyć koszulkę z długim rękawem. Nawet, jeśli na początku będzie nam cieplej niż bez ubrań, to z upływem minut odczujemy, że jest to przyjemniejsze ciepło niż parzenie skóry promieniami słońca, a już na pewno będzie nam dużo przyjemniej niż w trzymającej wilgoć, tj. pot, bawełnie. Ja w koszulce termoaktywnej z długim rękawem spędziłem każdy dzień na pustyni Atacama.
3.Jako dodatkowa warstwa ubrań w zimę przy normalnych czynnościach (dochodzi tutaj cały wątek ubrań termoaktywnych z dodatkiem wełny merino, czyli pozyskanej z rasy owiec Merynos, która świetnie izoluje przed chłodem). Wiem, wiem panowie, kalesony to temat tabu 😀 Każdy z nas będzie się zarzekał, że ich nie nosi, nawet jak zamierza założyć jeansy przy -15 stopniach. Ale uwierzcie mi, dużo mniejszy uszczerbek dla naszego ego, jak kumple zapytają czy mamy kalesony, a my do twierdzącej odpowiedzi będziemy mogli dodać „ale TERMOAKTYWNE!!!” :D.
Po pierwsze termoaktywne kalesony nie „gryzą” i nie powodują uczucia swędzenia, tak jak mają to do siebie wełniane i bawełniane. Poza tym nie przesuwają się, nie zsuwają się z tyłka tak, że co 30 min musimy iść do łazienki i zdjąć spodnie, żeby je poprawić. W takich kalesonach zrobi nam się „za gorąco” dużo później, gdy wejdziemy do ocieplanego pomieszczenia. W praktyce ja często zapominałem, że mam cokolwiek pod spodniami. Iza ma jedne spodnie z dużą domieszką wełny merynosów i chodziła tylko w nich (na to krótka spódnica) przy -30 stopniach w Szwecji. A Iza jest zmarzluchem! W tych samych spodniach chodziła potem po domu przy temperaturze 19 stopni.
Dodatkowa warstwa nie dotyczy tylko nóg. Cienka bluzka termoaktywna może zastąpić sweter, gdy nie lubimy mieć na sobie za grubej warstwy ubrań. Ja czuję się jak sardynka w puszcze, jak muszę pod zimową kurtkę albo pod płaszcz założyć jeszcze gruby sweter. Co więcej, raczej trudno założyć t-shirt na sweter, tymczasem t-shirt założony na koszulkę termoaktywną dalej wygląda dobrze, więc możemy w środku zimy paradować w swoich ulubionych t-shirtach. Ta sama zaleta dotyczy osób, które na co dzień muszą chodzić elegancko ubrane. Odzież idealnie przylega do ciała, więc nie widać jej np. pod elegancką koszulą u mężczyzny, czy żakietem u kobiety. Poza komfortem termicznym, zyskujemy też komfort ruchowy, bo odzież termoaktywna się nie rozciąga i nie przesuwa, więc nic nam się nie podwija ani fałduje pod naszym normalnym ubraniem. Odzież termoaktywna jest też dość śliska, więc ubranie wierzchnie się o nią nie zaczepia.
3b.Te cechy sprawiają odzież termoaktywną również idealną do różnych aktywności, które wymagają założenia dodatkowych warstw, czy to ubrań czy ochraniaczy np. jazda na motocyklu, jazda na rolkach, na nartach.
4.Odzież termoaktywną zakładam też do prowadzenia samochodu, jeśli wiem, że czeka mnie kilka godzin nieustannej jazda. Przy takiej wyprawie plecy i tyłek pocą się od fotela, poza tym odzież termoaktywna zmniejsza problemem zgrania komfortu naszego i pasażerów. Po pierwsze wynika to z tego, że każdy z nas ma inny komfort termiczny, a samochód to mała przestrzeń. Po drugie kierowca się rusza – mało, ale zawsze coś – i jest skupiony, więc jest mu cieplej niż pasażerom.
5.Zwykły długi spacer do lasu. W ciągu kilku godzin pogoda potrafi się zmienić, może przyjść wiatr, deszcz, zachmurzenie. Gdy wiosną i jesienią idziemy ze Snupim na kilka godzin do lasu, zakładamy termoaktywne ubrania. Przy spacerowaniu po lesie w/po deszczu świetnia sprawdza się mój patent, o którym napiszę dalej, a który gwarantuje brak brudnych nogawek w spodniach.
Jak widać okoliczności do wykorzystania odzieży termoaktywnej jest mnóstwo i wcale nie muszą ona być związane tylko ze sportem. Czy w odzieży termoaktywnej wygląda się „obciachowo”. Hmm, odpowiedź zacznę od tego, że my sami z Izą nie wyglądamy jak bogowie Olimpu i nie mamy perfekcyjnych sylwetek, ale przestaliśmy się tym przejmować. Trzeba zadać sobie pytanie – czy ważniejsza jest wygoda czy nasz perfekcyjny wizerunek? Ja wybieram już wygodę. Poza tym nikt, nie ma idealnej sylwetki, tylko postacie z okładek czasopism, po tym jak grafik komputerowy będzie je poprawiał przez godzinę. Oczywiście bielizna termoaktywna najlepiej działa, gdy ściśle przylega do skóry, jednak zawsze możemy kupić rozmiar ciut większy, lub znaleźć modele o luźniejszych krojach. Ja np. kupiłem damskie spodnie w roz. M, bo męskie w rozmiarze S były za małe, a M już za duże. Zawsze możemy też na odzież termoaktywną zarzucić zwykłą luźną bluzkę. Producenci odzieży termoaktywnej robią coraz więcej, żeby każdy znalazł coś dla siebie, a także by odzież poza funkcjonalnością, miała też walory estetyczne. W jednych produktach bardziej stawiają na wygląd sportowy (dodatkowe przeszycia, wyraziste kolory, strefy z grubszego albo niemal prześwitującego materiału), w innych wręcz przeciwnie – na prostotę i stonowanie, a logo jest malutkim napisem. Większość produktów występuje też w kilku wersjach kolorystycznych. Powiedziałbym, że podstawową opcją są co najmniej 4 kolory: czarny, biały/beż, niebieski, czerwony. Firmy dbają też coraz bardziej o płeć żeńską i wprowadzają takie odcienie albo całe kolory (jak fioletowy, miętowy), żeby trafić w kobiece preferencje.
Możemy kupić nawet koszulkę termoaktywną o kroju polo, którą zresztą ogromnie polecam. Bo poza tym, że wygląda schludnie do noszenia na co dzień, to dodatkowo świetnie sprawdziła się podczas mojego ostatniego chodzenia po górach. Krój polo sprawia ją wyjątkowo uniwersalną. Koszulka jest dość gruba, więc byłem pewien, że będzie za ciepła, tymczasem okazało się, że dzięki temu bardzo dobrze wciąga pot i jest w stanie wciągnąć go naprawdę dużo. Przez to nie czujemy, że koszulka jest nim przemoczona, pot przesuwa się daleko od naszej skóry (inne koszulki o cieńszej konstrukcji nie mogą już wciągnąć w siebie tyle potu). Sprawdza się zatem wyśmienicie, kiedy mamy na sobie plecak i skóra pod nim nie ma kiedy wyschnąć od potu, albo wtedy, kiedy jest potwornie gorąco i uprawiamy bardzo intensywny wysiłek. Luźniejszy krój sprawia, że koszulka jest dość przewiewna, dodatkowo przewiewność możemy zwiększyć poprzez rozpięcie guzików w dekolcie i wybranie kroju z krótkim rękawem. Jednocześnie polo jest też idealne, kiedy robi się chłodniej: dzięki swojej grubości dobrze izoluje i chroni od wiatru oraz trzyma ciepło naszego organizmu, gdy zaczynamy wchodzić w wyższe partie gór, albo stajemy na przerwę. No i mamy do dyspozycji kołnierzyk, który możemy postawić i ochrania nasz kark i plecy przed bezpośrednim uderzeniem podmuchów wiatru.
Jak już jestem przy moich odkryciach, to polecę drugi patent – mianowicie noszenie zestawu: krótkie spodnie + kalesony termoaktywne zamiast długich spodni (czy do trekkingu, czy do wszelkich innych sportów). Pod względem wygody taki zestaw bije na głowę każde długie spodnie. Po pierwsze zapewnia dużo większą cyrkulację powietrza i oddychalność. Po drugie nie ma nogawek, które krępują ruch kolana przy bardzo wysokim podnoszeniu nogi. Po trzecie nie obcieramy jedną nogawką o drugą, co eliminuje denerwujący dźwięk i poprawia komfort ruchu. Eliminujemy też problem brudnych dołów nogawek, gdy trafimy w zabłocone tereny, albo spotka nas deszcz. To też zagrywka strategiczna, bo jakby nie patrzeć mamy na sobie dwa potencjalne odpowiedniki spodni. Gdy złapie nas ogromna ulewa możemy zdjąć jedną warstwę i schować ją do plecaka, a gdy przestanie padać, to zmienić z przemoczoną. Tak samo, gdy wpadniemy nogą do potoku, możemy zdjąć mokre kalesony, a wciąż mamy na sobie krótkie szorty, które się nie zamoczyły. No i argument finansowy: dobre długie spodnie trekkingowe to wydatek co najmniej kilkuset złotych, koszt spodni termoaktywnych to ok. 100 zł, a wygodne szorty możemy kupić niemal w każdym sklepie za 50 zł.
Kolejna rada: radzę unikać czarnego koloru odzieży termoaktywnej. Ma on swoje plusy: nie widać plam i zabrudzeń, jest też najbardziej stonowanym kolorem, ale ma jeden, ogromny minus – ogranicza uniwersalność takiej odzieży. Bowiem czarny kolor pochłania niemal wszystkie barwy światła, w przeciwieństwie do białego, który je odbija. Robi nam się w nim błyskawicznie gorąco, jeśli trafi nam się ładna pogoda z nieźle przygrzewającym słonkiem (światło słoneczne zawiera wszystkie długości fali światła – barwy). Nawet jeśli temperatura jest niska, promienie słońca potrafią nas nieźle przegrzać. Jeśli ktoś takiego efektu potrzebuje, np. wysoko w górach, no to nie ma problemu. Jeśli jednak ktoś zaczyna użytkować odzież termoaktywną, chciałby sprawdzić, jak się sprawuje w różnych warunkach, to powinien poszukać innego koloru.
Poza cechami stricte termicznymi, odzież termoaktywna ma swoje inne zalety:
– jest lżejsza i zajmuje mniej miejsca po złożeniu, co jest ogromnie ważne przy długich wyjazdach i ograniczonym bagażu
– dopasowuje się do ciała, nie jest ani za luźna, ani za obcisła. Nie przeszkadza nam przy czynnościach, które wymagają maksymalnej swobody ruchów i minimalnego rozproszenia naszej uwagi (np. wspinaczka). Materiał sam też się prostuje pod wpływem ciepła naszego organizmy, więc nie jest pognieciony.
– jest bardziej wytrzymała na rozerwania i przetarcia
– wykonuje się ja w technologii bez szwów, co zapobiega otarciom
– sztuczne materiały są antyalergiczne
– często producenci dodają do włókien nici srebra, które powstrzymują rozwój bakterii, co spowalnia brzydkie zapachySą też minusy, chociaż te ograniczają się raczej do samej eksploatacji:
– niby szybciej wysycha, ale zaleca się ja prać w delikatnych programach, wtedy wirowanie jest niższe, więc wyciągamy odzież bardziej mokrą z pralki. Zatem tracimy trochę tej cechy szybkiego wysychania
– trzeba ją prać w specjalnych płynach, a przynajmniej bez płynów zmiękczających, które mogą zalepić pory i zniszczyć włókna. Nie możemy bezmyślnie nastawić prania, musimy na to poświęcić trochę więcej czasu. Jest to jednak też plus, bo środki do prania odzieży termoaktywnej są bardziej naturalne niż większość proszków do prania, więc nosimy na sobie trochę mniej szkodliwej chemii, która zawsze zostaje na ubraniach po praniu.
Na rynku jest mnóstwo producentów odzieży termoaktywnej i mnóstwo jej odmian. Wynika to z tego, że występuje cała paleta sztucznych włókien i technologii ich konstrukcji. Każdy powinien się zastanowić, czego najbardziej potrzebuje, albo poszukać produktu najbardziej uniwersalnego.
Przy zakupie najlepiej kierować się rozmiarówką danej firmy. By była odpowiednia dla naszej sylwetki. W moim przypadku często rozmiar M jest u o wiele za duży pod pachami i na plecach (mam 180 cm wzrostu, ale tylko ok. 70-72 kg), a S jest za ciasne i za krótkie. Z kolei na Izie często rozmiary najmniejsze już wiszą (160 cm, 46 kg). Dlatego im więcej dostępnych rozmiarów jest w ofercie danej firmy, tym lepiej.
Warto poszukać też firmy, która ma duży wybór kolorów i wzorów. Jak wspomniałem możemy kupić nawet polo, piżamę, czy zwykłe majtki, ale też grubszą odzież z wełną merynosów, koszulki bez rękawów, krótkie spodenki, odzież stworzoną pod konkretny sport, czapki, rękawiczki… kilkaset produktów do wyboru. Dobrze więc ją mieć w różnych kolorach, by łatwiej odróżniać ją od siebie, no i nie chodzić codziennie w tym samym kolorze 😀
P.S. Bielizna często dostarczana jest w bardzo ładnych i porządnie wykonanych pudełkach, więc idealnie nadaje się na prezent.
Gdybyście mieli jakieś pytania, piszcie śmiało.