W podróż z plecakiem trudno zabrać kilka par butów, właściwie – dwie to już jest niezły wyczyn. Poza wagą, problemem jest miejsce w plecaku. Chyba, że ktoś wprowadzi w życie pomysł blogerów Ale Jazda i zamiast dużych plecaków, będzie podróżował z gigantyczną walizką na kółkach i wsadzi tam 6 par butów. Obawiam się, że przy takim wizerunku zostaniemy zjedzeni na śniadanie przez miejscowych, jako typowe białasy gringo. To, co uchroniło Ale Jazdę, to chyba tylko perfekcyjna znajomość języka hiszpańskiego u Gosi, podczas gdy zwiedzali Amerykę Południową. Osobiście uznaję to też za wyjątkowo niepraktyczny bagaż.
Większość podróżników ogranicza się do jednej pary wysokich butów trekkingowych i jakiś sandałów. Dla mnie pomysł sandałów jest trochę poroniony. Sandały w żaden sposób nie chronią przed kamykami, korzeniami, owadami, insektami i o wiele groźniejszymi zwierzętami, jak węże, skorpiony, ani syfem, jaki w wielu mniej cywilizowanych miejscach świata znajduje się na ulicy, a momentami wręcz po niej płynie przy okazji większego deszczu. Sandały w żaden też sposób nie stabilizują kostki. No i sprawdzić się może mogą w południowo-wschodniej Azji, a nie np. w Ameryce Południowej, gdzie niektóre większe miasta leżą na wysokości ponad 3 tys. m n.p.m. i jest tam najzwyczajniej zimno, gdy tylko zajdzie słońce.
Po co w ogóle mieć drugą parę butów, poza samym czynnikiem temperatury? Noszenie w kółko wysokich butów trekkingowych jest najzwyczajniej niezdrowe dla naszego organizmu! Szokujące? Już tłumaczę. Otóż jeśli cały czas będziemy chodzić w takich butach, to osłabiać będziemy mięśnie i ścięgna okolic stawu skokowego. Bowiem wysokie buty podtrzymują te tkanki, niejako je odciążają, więc jeśli będziemy je tak ciągle wspomagać, to przestaną działać w pełnym zakresie. To jak elementy w silniku, czy każde urządzenie – nieużywane, przestaje należycie pracować. Buty trekkingowe też bardzo mocno amortyzują/tłumią, co z kolei jest niezdrowej na mięśni samej stopy. Każdy ortopeda powie Wam, że najzdrowsze jest chodzenie boso, oczywiście zwykłe chodzenie – bez biegania, bez zbyt dużej ilości kilometrów, bowiem w stopach również mamy mięśnie, które powinny pracować. Nieustanne chodzenie po miękkim, w butach, które nie pozwalają stopie działać w jej pełnym zakresie, doprowadzić może do płaskostopia i innych deformacji. Dlatego za każdym razem, kiedy mamy okazję zrezygnować z butów trekkingowych, powinniśmy to robić. Noszenie wysokich butów zatem jest dobre tylko w trudnym terenie. Pomijam już wątek dyskomfortu noszenia takich butów przy wysokich temperaturach, czy chęci wyglądania chociaż trochę bardziej normalnie podczas np. spaceru po mieście, a nie jak człowiek z lasu
Warto też zastąpić czasem buty trekkingowe dla ich własnego dobra. Zazwyczaj takie buty są bardzo drogie, więc po co ścierać w nich podeszwę, generalnie je zużywać, tam gdzie są zbędnę? Warto też dać butom się przewietrzyć, umyć je co jakiś czas, by nie zrobiło nam się w nich siedlisko wszystkich możliwych bakterii.
Idealnym rozwiązaniem, jak buty zapasowe, mogą być buty do biegania. Nawet jeśli bieganie to ostatnia rzecz, jaką chcielibyście robić w swoim życiu. Czemu?
Z całej puli butów sportowych, są jak najbardziej zbliżone do normalnych butów, a jednocześnie sprawdzą się w terenie (pod warunkiem, że nie będą to buty do biegania po mieście, bo te mają dość śliskie podeszwy i bardzo mocną amortyzację, by tłumić twardość asfaltu). Nawet wśród butów do biegania w terenie, tzw. trailowych, należy poszukać tych najbardziej odpowiednich, np. z jak najmniejszym „dropem” – czyli podniesieniem czubka buta, które ułatwia przetaczanie stopy.
Jaka jest zaleta butów do biegania, względem np. zwykłych trampek? Przede wszystkim waga, para moich butów waży La Sportiva Lycan waży zaledwie 510 g, a da się kupić jeszcze lżejsze. Podeszwa, która ma o wiele lepsze właściwości trakcji i przyczepności, niż zwykłe buty. Jeśli trzeba będzie zrobić jakąś 1-dniową czy kilkugodzinną wycieczkę w teren, to spokojnie dadzą radę. Takie lekkie buty są też zazwyczaj zrobione z bardzo przewiewnych i elastycznych materiałów, więc noga będzie w nich bardzo dobrze oddychać i można je z łatwością upchać i zgnieść w plecaku czy uprać. Jednocześnie, jak dobrze poszukacie, but wciąż może bardzo dobrze chronić przed syfem na szlaku i przeszkodami na drodze. Spójrzcie na moje buty. Widzicie, jak wysoka jest podeszwa i otok wzmacniający but? Dzięki temu spokojnie mogę wejść w jakąś większa kałużę i wyjść z niej suchą stopą. Piach nie dostaje się do środka, czy nawet wejście w coś paskudnego na ulicy, nie zabrudzi mi całego buta. Na czubku mam też dość mocny kawałek gumy, chroniący palce przed uderzeniami w przeszkody.
A zamiast sandałów, proponuję zabrać jak najlżejsze klapki. W ostateczności możemy w nich wyjść na ulicę, ale przede wszystkim przydadzą się do chodzenia pod prysznic czy po prostu w pomieszczeniach, bo w hostelach, hotelach i ich łazienkach bardzo łatwo złapać jakąś grzybicę skóry. Japonki zabieramy ze sobą nawet na trekkingi w terenie, nawet w wysokie góry. Wtedy zostawiamy sobie japonki przy wejściu do namiotu i gdy w nocy musimy iść siku albo wyjść z namiotu podczas wielkiej ulewy, to zamiast zakładać buty przez 2 minuty, moczyć je deszczem, to wsuwamy sobie raz-dwa japonki.