Dominujący w świadomości Polaków stereotyp, że Bali to miejsce tylko dla bogaczy rozwalonych na plaży, jest błędny. Oczywiście są na wyspie takie miejsca – głównie na południe od Denpasar. Jednak na Bali będzie się dobrze bawił każdy. My chcemy tam wrócić, a zdecydowanie nie należymy do turystów leniuchów. Bali mimo swoich małych rozmiarów oferuje naprawdę wiele. Jednak by to wszystko zobaczyć, trzeba się po wyspie poruszać. Najlepszym na to sposobem są skutery. Tanio, szybko, całkiem bezpiecznie, a do tego podróżowanie staje się przygodą samą w sobie. Więc po kolei.
Do nauczenia się jazdy skuterem – spokojnej jazdy (delikatne doprecyzowanie, żebym nie wyszedł na takiego, co propaguje tłumy nieogarniętych idiotów na skuterkach rozbijających się po mieście) wystarczy kilka godzin. Da radę każdy! Warunek to znajomość zasad ruchu drogowego.
Wypożyczenie skutera na dzień to koszt nawet poniżej 5 dolarów za dzień (my płaciliśmy mniej – 45 tys. rupii) Cena zależy, od wielu czynników: w jakiej miejscowości wypożyczymy, na ile dni i jakiej mocy, chociaż to nie miało dużego znaczenia. Dlatego starajcie się upolować taki o pojemności 125 cm. Słabsze mogą nieźle mulić na podjazdach pod górkę, a tych w Indonezji nie mało. Targowanie o takie rzeczy w Indonezji wychodzi słabo. Niestety ilość turystów sprawia, że miejscowi są rozpieszczeni i mają podejście – „jak nie ty, to kto inny u mnie zaraz wypożyczy”, ale zawsze warto spróbować.
Tani koszt wynajmu skutera docenicie ogromnie, gdy będziecie gdzieś musieli pojechać taksówką. Przejazd samochodem nawet kilku kilometrów, to koszt nawet 400 tys. rupii ( ok. 120 zł KOSMOS). Gdzieś dalej min. 500-600 tys. O dziwo im dalej, tym bardziej proporcjonalnie się to opłaca. Nie wiem ile kosztuje wynajęcie auta.
Skąd zdobyć skuter? Nie musicie nic wcześniej załatwiać. Zdobędziecie go niemal wszędzie. Zapytacie się w sklepie, restauracji, hotelu, a pytany wyjmie komórkę, gdzieś zadzwoni i lada moment pojawi się ktoś z branży albo zostaniecie gdzieś skierowani. Najlepiej jednak załatwić skuter przez obsługę hotelu, w którym się zatrzymaliście. Jest szansa, że personel choć trochę poczuję się za Was odpowiedzialny i zadba byście dostali sprawny i bezpieczny sprzęt z rzetelnie przeprowadzoną dokumentacją. Cudowanie, jeśli obsługa nie pozwoli Was przy tym oszukać i powie, jaka jest uczciwa, orientacyjna cena itp.
Niestety, często społeczności to malutkie mafie, w których każdy zadba o to, by sąsiad również mógł na Was zarobić i nikt nie powie uczciwej ceny i na co uważać. Tyczy to się wszystkiego, ceny sarongów (chusty niezbędnej do zwiedzania świątyń), cen w restauracjach, cen owoców itd. Najlepszym przykładem do wyjaśnienia, jak działają takie miejscowe mafijki, jest wyspa Lombok. Wypożyczyłem skuter w centrum miasta. Znaleźliśmy nocleg w hotelu, około 1 km dalej. Gdy jechałem czułem, że coś jest nie tak ze skuterem, patrzę, nie ma powietrza w przednim kole. Poszedłem do menadżera hotelu z pytaniem, czy mogę pożyczyć pompkę? On odpowiada, że nie mają pompki. Jasne… każdy z obsługi przyjechał do pracy na skuterze, ale nie mają pompki. Wyjaśnia, że niedaleko stąd jest koleś, który pompuje koła i taka atrakcja kosztuje 18 tys. rupii. Dzwonię do dziewczyny, od której wypożyczyłam skuter. Oczywiście najpierw chciała mi wmówić, że to ja go uszkodziłem. Potem odesłała mnie do tego samego pana do pompowania z informacją, że będę musiał za to zapłacić. Oznajmiłem, że nigdzie nie jadę i za nic nie będę płacił dodatkowo (na szczęście nie zapłaciłem całej kwoty za wynajem od razu i generalnie starajcie się tak robić, na tyle, na ile to możliwe). Po 5 minutach pojawiło się dwóch chłopaków i napompowali mi koło. Inny przykład. Podjeżdżamy rano na stację, a panowie mówią, że stacja dzisiaj zamknięta, bo jest święto i paliwo musimy kupić w sklepikach przy drodze. Taaa, szlaban i ogrodzenia stacji otwarte, 4 pracowników i stacja zamknięta. Ale nie będę się kłócił. Gdy wracaliśmy po południu na stacji kolejka lokalnych. W tych okolicznościach już nie mogli nam wciskać kitu.
Wróćmy do wypożyczenia skutera. Żeby prowadzić skuter w Indonezji teoretycznie potrzebujecie międzynarodowego prawa jazdy (wyrobienie w Polsce banalnie proste http://www.um.warszawa.pl/zalatw-sprawe-w-urzedzie/sprawa-w-urzedzie/wydanie-mi-dzynarodowego-prawa-jazdy bezsensowny dokument, ale co tam). W praktyce, raczej nikt przy wypożyczaniu zobaczyć go nie będzie chciał. Wystarczy zwykłe prawo jazdy albo sam paszport. Nie znaczy to jednak, że międzynarodowe prawo jazdy będzie nieprzydatne. Otóż jego brak może być genialnym pretekstem do otrzymania łapówki przy kontroli policyjnej. Nas dwa razy zatrzymali policjanci, ale sprawdzili tylko kaski i światła. To były akcje skierowana głównie na lokalnych mieszkańców, bo policjanci zatrzymywali wszystkich jak leci. Dlatego nie mieli czasu na zabawy z nami.
No właśnie, co z kaskami? W cenie wynajmu zazwyczaj otrzymacie kask (na Lomboku nie było takiej opcji, ale tam to nie problem). Z jednej strony to cieszy, bo w końcu macie jakąś ochronę na głowie. Ale tutaj muszę dodać kilka słów mądrości: źle dobrany kask (za duży, za mały) może przy upadku wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku. Tak samo niebezpieczny może być kask, który został wcześniej uszkodzony i jest np. pęknięty. Ułamany element może się szybko oderwać przy upadku i wbić się w nasze ciało, tak samo szybka wykonana z kiepskiego plastiku. Same szybki są zresztą dość irytujące. Zazwyczaj ich prowadnice są już tak wyrobione, że co chwilę opadają. A widać przez nie tyle, co nic, są tak porysowane. Jeśli więc planujecie dużo jeździć na skuterze, to może warto na miejscu nabyć jakiś nowy kask. Nawet gdy będzie to jakaś tania podróbka, to przynajmniej dopasowana do rozmiaru głowy. Można też zabrać z polski jakiś kask rowerowy, czy wspinaczkowy, zawsze to coś. Na oczy też warto coś mieć, bo owadów dużo i pęd powietrza wysusza oczy.
Paliwo w Indonezji jest tanie. Gdy my tam byliśmy, litr kosztował ok. 8 tys. rupii, co daje ok 3 zł. Ale cena dotyczy stacji benzynowych. Ich sieć nie jest zbyt gęsta. Jeśli nie ma stacji, to paliwo trzeba kupić w butelce w przydrożnych budkach. Czasem sprzedają tylko paliwo, a czasem są ogólnospożywczymi sklepikami. Budki poratują też w godzinach wieczornych, gdy stacje mogą być już zamknięte. Jednak na Bali robi się ciemno już ok. 18.00. W ciemności jazda robi się niebezpieczna, poza tym robi się cholernie zimno, więc raczej nie ma sensu jeździć do późnych godzin. Cena paliwa w budkach jest różna. Czasem cena jest zbliżona do tej ze stacji, a czasem sięga nawet 15 tys. rupii. Wiele zależy od tego, na jak wielkim jesteście zadupiu i która jest godzina. Chociaż kosmiczne ceny usłyszycie nawet w dużej miejscowości w środku dnia. Dlatego od razu jednoznacznie ustalcie cenę. Najlepiej zapłacie od razu po otrzymaniu butelki, przed wlaniem, żeby nie było potem afery. Nam kiedyś cena z 9,5 tys., która padła gdy się zapytaliśmy, podskoczyła do 13 tys. po wlaniu. Oczywiście nikt też nie wie, ile dokładnie ma butelka, więc dla pewności możecie przelać benzynę do jakieś plastikowej butelki, której pojemność znacie.
Przy kupnie z budki trzeba jednak uważać na coś znacznie bardziej istotnego – na jakość paliwa. Często jest ono rozcieńczone. Niestety to powszechny manewr miejscowych. Jednak z budek korzystają też lokalni mieszkańcy, więc jest w nich sprzedawane też pełnowartościowe paliwo. Te rozcieńczone jest przygotowane właśnie dla turystów. Jak je rozpoznać? Dobre paliwo ma kolor bardzo jasny, wpadający w jasną żółć i zieleń. Brudne jest brązowe, w kolorze herbaty.
Jak zadbać o to, by dostać dobre paliwo? Gdy widzicie butelki na stoisku (zazwyczaj są one rozstawione na regałach), sprawdźcie czy wszystkie rzędy wyglądają tak samo. Jeśli trudno Wam to ocenić, to wskazówką może być reakcja sprzedawcy. Gdy błyskawicznie sięgnie po butelkę z nienaturalnej wysokości, to możecie mieć pewność, że ma przygotowany rząd butelek specjalnie dla turystów. Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, powiedzcie, że nie chcecie tej butelki. Jest duża szansa, że sama mina sprzedawcy powie, czy chciał Was oszukać. To takie żałosne, ale na szczęście dla nas bardzo wyraźne. Otóż po Indonezyjczyka od razu widać, gdy próba już oszustwa właśnie legła w gruzach. Albo zaczynają się uśmiechać sami do siebie, albo zaczynają się uśmiechać i „rżnąć głupa”, albo zaczynają się robić nieuprzejmi. Jeśli nic nie zauważycie, możecie powiedzieć, że chcecie sami wybrać butelkę i teraz reakcja będzie już wyraźniejsza.
Czy to oznacza, że bezpiecznie zatankować można tylko na stacji? No… nie, tam również mogą chcieć Was oszukać. Może być tak, że dystrybutor nie zostanie wyzerowany po poprzednim kliencie i do waszego rachunku zostaną doliczone jego litry lub w odwrotną stronę – pracownik wyzeruje dystrybutor bardzo szybko i zacznie wmawiać, jaka to suma była na dystrybutorze. Dlatego gdy tankujecie, nie odrywajcie oczu od wskaźnika dystrybutora. Płaćcie niskimi nominałami, nie dajcie się pospieszać i nie odchodźcie dopóki nie dostaniecie i nie przeliczycie reszty. Ilość zer i wygląd banknotów w Indonezji są chyba wręcz stworzone do oszukiwana turystów (oczywiście to żart, ale bardzo łatwo się pomylić, zdarzają się też fałszywe pieniądze, ale te są bardzo kiepskiej jakości i od razu widać różnicę). Nie ufajcie też pracownikom stacji benzynowym w postaci małej przyczepki z zamontowanym wielkim zbiornikiem paliwa. Wprawdzie nie widzieliśmy takich na Bali, tylko na sąsiednim Lomboku, ale kto wie. Niby na zbiorniku jest narysowana miarka, ale czy jest ona miarodajna, to nie sądzę. Gdy podjechaliśmy na taką stację i pan już chciał lać nam paliwo wprost do skutera, to my poprosiliśmy o nalanie do 1,5l butelki. Od razu zauważyliśmy ten uśmiech „oho, ich nie uda mi się oszukać”. Ale i tak próbował: paliwo kosztowało 8 tys. za litr, pan za 1,5 litra chciał od nas 14 tys., zamiast 12. Ja nie wiem, czy Indonezyjczycy mają turystów za takich idiotów, czy sami są tacy głupi i zawsze muszą spróbować.
Trochę popłynąłem z tym paliwem, ale to ogromnie ważne. Bo na dobrym paliwie i przy sprawnym sprzęcie możecie zjechać kawał drogi, a skuter mknie. Przecież skuter pali 2-3,5 l na 100 km. Z kolei z brudnym paliwem wskazówka jego poziomu wręcz opada na waszych oczach, a skuter ledwo zipie. Gdy wypożyczycie skuter napełnijcie go do pełna dobrym paliwem, bo bak może wcześniej zostać zapowietrzony, by wskazywać full, a potem ugrzęźniecie gdzieś w dżungli. Warto też zrobić zdjęcie stanu baku, gdy tylko odbierzecie skuter, żeby potem nie usłyszeć, że oddaliście skuter z mniejszą ilością paliwa.
Gdy macie sprawny skuter, możecie w pełni korzystać z jego zalet. A te są ogromne. Tylko na skuterze poczujecie klimat wyspy i będziecie się mogli cieszyć pełną swobodą – jechania gdzie chcecie, o której chcecie (zamówienia transportu na bardzo wczesne godzinny poranne jest problematyczne), na jak długo i całe mnóstwo innych.
Wszędzie się zmieścicie i zatrzymacie, np. w centrum miasta na minimalnym poboczu, by kupić owoce czy zajrzeć do restauracji, albo na poboczu szosy, by popodziwiać krajobraz okolicy. Za skuter nie zapłacicie za parking, zresztą często ich po prostu nie ma.
Skuterem nie będziecie stać w korkach. A te są powszechne nie tylko w miejscowościach. Mniejsze i większe zatory czy spowolnienia powstają na drogach daleko od miasta. To dlatego, bo chociaż drogi na Bali, Lomboku i kawałku Jawy (w którym byliśmy) były dobrze oznakowane z gładkim i równym asfaltem, to są w wąskimi jednopasmówkami bez pobocza. Tymczasem ruch jest ogromny. Większa górka i ciężarówka, która ją pokonuje i mamy zator gwarantowany. Skuterem dużo łatwiej znaleźć dla siebie miejsce i wyprzedzać.
No dobra, ale czy przy takim ruchu i drogach to jest w ogóle bezpieczne? Zacznę od tego, że na ulicach nie ma za dużo piasku czy śmieci, które mogłyby spowodować upadek. Dzika zwierzyna ogranicza się prawie tylko do małp, które przy swojej inteligencji rzadko wpadają pod koła. Zmartwieniem nie jest też prędkość, z jaką jeżdżą miejscowi. Na początku wydaje się, że gnają na złamanie karku, ale to tylko wrażenie, bo na drodze po prostu bardzo dużo się dzieje: co chwilę ktoś kogoś wyprzedza, ktoś się zatrzymuje do sklepiku itp. W rzeczywistości prędkości nie są duże, ograniczają je zakręty, wzniesienia, no i powstające zatory.
Na poprawę naszego bezpieczeństwa wpływa także ogromna ilość innych skuterów. O ile stwierdzenie, że kierowcy samochodów i ciężarówek na nie uważają, będzie trochę nad wyrost, to przynajmniej nieustannie pamiętają i są przygotowani na pojawienie się jakiegoś. Nie tak jak polscy kierowcy na motocyklistów.
Największym problemem pozostaje samo natężenie ruchu pojazdów. Faktycznie, na początku może przytłoczyć i przerazić, dlatego najlepiej po prostu dopasować się stylem jazdy do miejscowych. Najważniejsze, żeby nie jechać jak ślimak, wtedy każdy zacznie nas wyprzedzać, trąbić, taki chaos obok nas tylko zwiększy nasze zdezorientowanie. Takie tempo jest też niebezpieczne, bo pojazd, który nas wyprzedza będzie musiał się schować i zepchnie nas z drogi, albo zdąży wyprzedzić, ale będzie musiał gwałtownie zahamować tuż przed nami. Dlatego należy wykorzystać dużą ilość skuterów i to, że co kilkanaście metrów powstają na drodze małe ich grupki. Najlepiej doczepić i wtopić się w jedną z nich. Podróżowanie w takiej grupce zwiększa bezpieczeństwo, bo nie ma ryzyka, że ktoś nas nie zauważy. Jeśli podróżujemy ze znajomymi na kilka skuterów, to przy dużym natężeniu ruchu łatwo stracić się nawzajem z zasięgu wzroku i rozdzielić. Dlatego najlepiej sami stwórzcie swoją grupkę i ustalcie wcześniej kolejność, by każdy wiedział, kogo ma przed/za sobą oraz pewne zasady, z jakimi się poruszacie. Nie jedźcie obok siebie, zajmując cały pas, lepiej jeden za drugim w małej odległości, bo na pewno miejscowi będą Was wyprzedać. Nie będziecie też musieli unikać pojazdów wyprzedających z naprzeciwka. W dużych miastach, na skrzyżowaniach stawajcie obok siebie, inaczej w wasz szyk zaczną się wbijać inne skutery, a nawet samochody.
Gdy zżyjecie się już ze swoim skuterem, to będzie najlepszy środek transportu. Umożliwi to, czego nie da siedzenie za szybą samochodu. Będziecie mogli w pełni poczuć wszechobecną, wręcz rażąco w oczy zieleń i atmosferę życia wyspy. A gdy z głównej drogi zjedziecie na spokojniejsze – lokalne, które wiją się przez dżunglę i pola ryżowe – zacznie czuć to dziwne uczucie przypominjące wolność i radość. Sama jazda na skuterze stanie się atrakcją dnia i sposobem, by wyeliminować nużące przejazdy od jednej atrakcji turystycznej do następnej.
No i zapomniałem o dość istotnym elemencie – na Bali obowiązuje ruch lewostronny. Ale uwierzcie, to małe utrudnienie. Na szosie nie ma to znaczenia, po prostu jedziecie przed siebie. Minimalne problemy można mieć w miastach, ale człowiek bardzo szybko się przestawia i wszystko wychodzi naturalnie, zwłaszcza, gdy widzi jak jadą tłumy miejscowych.
Jeśli macie pytania, piszcie śmiało!
“Ilość zer i wygląd banknotów w Indonezji są chyba wręcz stworzone do oszukiwana turystów” – dobreee, niby żart, ale kto wie, może coś w tym faktycznie jest, choć oni sami też często się w tych zerach gubią i na tym tracą 🙂
Co do ludzi na Lomboku zgadzam się w 100%, nigdzie indziej w Indonezji takich chciwusów nie spotkałam.
A pompki faktycznie mogli nie mieć, tu każdy jeździ pompować koła do tzw. bengkeli, tylko że na Jawie coś takiego kosztuje 2k, a nie 18! :O
Pierwsze fatalne doświadczenia z mieszkańcami Lomboku mieliśmy już na wyspach Gili. Wchodziłem na łódź publiczna na Lombok, Izę niosłem na plecach (bo miała nogę w gipsie, a trzeba było wejść do wody), a wszyscy się przede mnie wpychali i trącali. Jak w końcu się wkurzyłem i zwróciłem uwagę kolejnemu takiemu uprzejmemu lokalsowi, to połowa łódki chciała mnie bić.